piątek, 5 marca 2010

Trochę z życia w rodzinie

Tato mój chodzi do kościoła i uważa się za dobrego katolika. Przystępuje do sakramentów, w piątki nie je mięsa, daje na tacę itd. Gdybym na tym zakończył, to można by powiedzieć: święty człowiek. Jednak jest też druga strona medalu. Mianowicie, niemal codziennie pije wódkę, używając plugawego języka dzieli się z kolegami żartami o obleśnej treści, w sercu nosi niechęć do żydów itd. Ten stan jest błędnym kołem. Nagrzeszy a później idzie się wyspowiadać. Czynności religijne wywołują w nim pewnego rodzaju zadowolenie. Kiedy nieco uspokoi sumienie wraca do swoich grzechów z przeświadczeniem, że nie jest idealny i takie tam „grzeszki” niewiele zmieniają w jego relacji z Bogiem. Czy na drzewie figowym rosną ciernie, albo czy z drzewa ciernistego zbiera się figi?? Z bólem serca przyglądam się temu wszystkiemu. Postawa mojego kochanego taty przypomina mi czysty faryzeizm. Tworzy się we mnie swego rodzaju dysonans. Wiem jak powinno wyglądać życie chrześcijanina, ale też nie potrafię napominać swojego ojca.
Dziś modląc się i czytając Słowo trafiłem na fragment z Przyp. Salomona mówiący o tym, że słowa zawarte w tej księdze są życiem i lekarstwem dla całego ciała(Przyp. 4,22). Od razu przed oczyma stanął mi tato który wczoraj otrzymał wyniki badań, z których wynikało, że poziom jego cholesterolu jest krytycznie wysoki. Natychmiast chwyciłem Biblię i poleciałem do ojca pokazać mu ten fragment. Tato tak się przejął, że wyciągnął okulary i sam zaczął studiować przypowieści:). Szczerze wierzę, że Duch Święty inspiruje chrześcijan, aby Ci skutecznie docierali z Bożym Słowem do bliźnich. Modlę się do Boga, by serce mojego taty zostało całkowicie przemienione ad maiorem dei gloriam - ku większej chwale Boga.

1 komentarz:

Aga pisze...

modlę się o to samo dla swojego ojca... ma podobny problem z alko.
Fajny blog, pozdrawiam! :)