niedziela, 21 marca 2010

Kres sił


Modle się, co wynika z miłości do Boga. Czytam Słowo, co wynika z chęci poznania Jego woli. Poszczę, bo wiem, że post jest miły Bogu. Z braku słów wzdycham, tęsknie wyczekując Jego przyjścia. W relacji z Nim staję u kresu swoich sił i mówię za Jeremiaszem: czemu moja boleść trwa bez końca, a moja rana jest nieuleczalna i nie chce się goić? Jesteś mi jak strumień zawodny, jak wody niepewne Jr 15,18. Niekiedy relacja z Bogiem przybiera formę lamentacji. Tak dzieje się właśnie ze mną. Wiem, że jestem zbawiony, wiem, że mam zadatek Ducha w sercu, wiem że zmierzam do nagrody nieznikomej - to napawa mnie optymizmem i daje poczucie skały pod nogami, twardego gruntu. Jednak mogę śmiało za psalmistą powtórzyć: jak jeleń wód płynących, tak dusza moja pragnie ciebie, Boże!... Łzy moje są mi chlebem we dnie i w nocy...Ps.42.
Oh zdaję sobie jednak sprawę, że Bóg wypala mnie od wewnątrz. On zamierzył, abyśmy byli jak złoto w ogniu wypalone i jak czyste srebro. Wypalanie nie jest przyjemne... Jedynym moim pragnieniem jest, być blisko Boga, a tymczasem On prosto do mojego serca kładzie Słowa: Jeżeli zawrócisz, i ja się zwrócę do ciebie, i będziesz mógł stać przed moim obliczem; a gdy dasz z siebie, to co cenne, bez tego co pospolite, będziesz moimi ustami... Pytam Go zatem czym jest, to cenne? Oh Boże zmiłuj się nade mną...

Brak komentarzy: