poniedziałek, 31 maja 2010

Ciekawa historia

Słyszałem ostatnio ciekawą historię. Pewien działacz chrześcijańskiej fundacji na rzecz mniejszości narodowych wiózł Indianina przez Nowy Jork. Nagle ten Indianin powiedział:  słyszałem świerszcza. 
Chrześcijanin odpowiedział: to niemożliwe! jesteśmy w wielkim mieście, wokoło tylko beton i asfalt. Czerwonoskóry odparł - zatrzymaj samochód, to ci udowodnię.
Zatrzymali samochód a Indianin, jak gdyby w transie, ruszył przed siebie. Dotarł do małego skrawka zieleni, wskazał na niewielką dziurkę w ziemi i powiedział - oto norka świerszcza.
Oszołomiony działacz fundacji wypytywał: jakim cudem udało Ci się odnaleźć tego owada?
Indianin wyjął z kieszeni monetę i podczas nieuwagi towarzysza wyrzucił ją za siebie. Dźwięk monety spowodował, że mężczyzna odwrócił się i rzekł do Indianina: słyszałem upadającą monetę.
Indianin powiedział: to ja rzuciłem tą monetę. Wiedziałem, że zareagujesz na jej dźwięk. Widzisz - powiedział - ja przez całe życie obcowałem z przyrodą, a ty gonisz za pieniędzmi. 
Ta krótka historia uświadomiła mi, że w niedostatecznym stopniu wsłuchuję się w głos mojego Pana. Za mało w moim życiu nadstawiania ucha na cichy szept Ducha Świętego. Po raz kolejny dotarło do mnie, że aby rozróżnić głos Boga od innych głosów, muszę znać Jego Słowo. Pewien kaznodzieja mawiał: chcę by moje serce było jak gąbka. Chcę, aby było ono tak nasączone Słowem Bożym, by w momencie jakiegokolwiek ucisku wypłynęła z niego Woda Życia...
.

dzień lewej nogi

Wczoraj wieczorem zrobiłem w piekarniku pyszne zapiekanki. Objadłem się nimi do granic przyzwoitości i z pełnym żołądkiem poszedłem spać. W nocy śniły mi się dziwaczne rzeczy, niemal koszmary. Rano wstałem zmęczony; za oknem padał deszcz, a na domiar złego dziś poniedziałek. Fatalne samopoczucie sprawiło, że nie chciało mi się podnieść z łóżka. W takim nastroju na życie można spojrzeć w kolorach, jak za oknem, ale można też przyjść do Ojca, który nieustannie świeci tym samym blaskiem, wciąż kocha i chce błogosławić swoim dzieciom:) Oto dwie drogi przede mną: jedna w cieniu mojego samopoczucia, a druga w blasku świętości Bożej. Wybieram tą drugą i z uśmiechem, ku Bożej Chwale, pragnę podjąć wyzwanie pełnienia Bożej woli :D.

piątek, 28 maja 2010

niespodziewane odwiedziny:)


Dziś około południa nieoczekiwanie odwiedziły mnie dwie panie, które na wstępie rozmowy zadały mi pytanie: czy Bóg troszczy się o nas? Oczywiście odpowiedziałem i zacząłem rozmawiać z owymi niewiastami. Po chwili kobiety zaznaczyły, że tkwi we mnie potencjał do bycia dobrym Świadkiem Jehowy. Dodały również, że z rozmowy wynika, iż znam Pismo Święte i na pewno szukam Boga. Następnie zadały mi pytanie: czy uważa pan, że nasza obecność jest wynikiem prowadzenia Jehowy? Odpowiedziałem: oczywiście mają panie racje. 5 min. przed przyjściem Pań, rozważałem Pismo Święte a moje oczy przykuł fragment z II Listu Św. Piotra: Znaleźli się jednak fałszywi prorocy wśród ludu tak samo, jak wśród was będą fałszywi nauczyciele, którzy wprowadzą wśród was zgubne herezje. Po czym dodałem, że Bóg przestrzegł mnie przed wizytą niespodziewanych gości. Panie nie zostały zniechęcone więc rozmawialiśmy dalej.
Postanowiłem sam zadać pytanie: czy uważają panie, że Jehowie należy się chwała? padła odpowiedź twierdząca. A czy uważają panie, że Jehowie należy się cześć? padła ta sama odpowiedź. A czy uważają panie, że Jehowie należy się uwielbienie? kobiety zdecydowanie odpowiedziały, że TAK.
Zadałem następnie pytanie: W księdze Izajasz napisane jest: ...Ja jestem Bogiem i nie ma innego. Przysiągłem na siebie, z moich ust wyszła prawda, słowo niezmienne, że przede mną będzie się zginać wszelkie kolano, będzie przysięgał wszelki język. A w Liście do Filipian Paweł piszę, że: na imię Jezusa zegnie się wszelkie kolano i na niebie i na ziemi, i pod ziemią. I aby wszelki język wyznawał, że Jezus jest Panem ku chwale Boga Ojca - czy z tego wynika, że Paweł bluźnił? Dodałem też: na czyje Imię zegnie się wasze kolano?
Rozmawialiśmy jeszcze o osobowych cechach Ducha Świętego jak np.: Duch pociesza, że Ducha można zasmucić, że Duch działa jak chce, że Duch prowadzi, przeszkadza w planach, napełnia mądrością. Te wszystkie cechy są właściwe OSOBIE a nie "czynnej mocy", jak Ducha nazywają Świadkowie. Niestety wszystkie moje argumenty zostały skwitowane stwierdzeniem, że opieram się na ludzkiej nauce a nie na Piśmie Świętym i poradziły mi panie, bym starał się być bardziej niezależnym w myśleniu...
Po rozmowie panie zapytały, czy mogą przyjść jeszcze raz, tym razem jednak z mężczyzną, abyśmy mogli sobie porozmawiać jak mężczyźni, nie czując skrępowania przed sobą. Odparłem, że bardzo chętnie porozmawiam. A na sam koniec poprosiłem o imiona tych pań i obiecałem, że pomodlę się do Boga by Chrystus - nadzieja chwały - stał się dla nich wszystkim!

poniedziałek, 24 maja 2010

Baranek


W Starym Testamencie znajdujemy bardzo plastyczne opisy tego jak wyglądał przybytek, jak wyglądały szaty kapłanów, jak wyglądały naczynia świątynne oraz jak wyglądało składanie ofiary. Bóg w swojej łasce pozwala oglądać nam starożytny kult. Dzisiaj wstrząśnięty zostałem obrazem tego jak składana była ofiara przez Aarona i jego synów. Musieli oni położyć ręce na baranka bez skazy, po czym Mojżesz zarżnął go. Aaron i jego synowie spoglądali na smutne oczy baranka, który był zarzynany w ich obecności. Rozlana krew oczyszczała ich z popełnionych win. Wyobraziłem sobie Baranka Bożego, który zabity został z powodu moich grzechów. Tylko krew Baranka Bożego przelana raz na zawsze powoduje, że jestem czysty. Pisząc te słowa jest mi bardzo przykro z powodu grzechu popełnionego przeze mnie. Mam świadomość, że ilekroć grzeszę, to tak jakbym zadawał dodatkowy cios Temu, który został odrzucony. Panie Jezu daj mi świadomość obrzydliwości nawet najmniejszego grzechu. Spraw bym zdawał sobie sprawę, że każdy grzech jest buntem przeciw Tobie, przeciw Twojemu Świętemu charakterowi, i każdy grzech jest tak okropny, że w ST musiała być składana ofiara, a w NT Ty sam stałeś się ofiarą bym ja mógł żyć.

niedziela, 23 maja 2010

dzielenie się!

Postanowiłem dzielić się wiarą w Jezusa z innymi. W tym celu poprosiłem przyjaciela, aby mi towarzyszył. Mój umiłowany brat z entuzjazmem odparł, że również czuje potrzebę opowiadania innym prawdę Ewangelii. Wyruszyliśmy więc do miasta pełni zapału i nadziei, że przyniesiemy Bogu chwałę. Chcąc być szczerymi pytaliśmy się napotkanych ludzi, czy nie zechcieli by porozmawiać z nami o Bogu. Okazało się, że nagle każdy ma wymówkę. Jedni wymawiali się brakiem czasu, inni brakiem zainteresowania tematem, jeszcze inni tym, że są za starzy albo za młodzi. Bezskutecznie szukaliśmy głodnych Słowa Bożego:(.
Dzięki Bogu jednak dzisiejsza wyprawa nauczyła mnie kilku rzeczy. Mianowicie, między innymi tego, że człowiek obawia się być skonfrontowany z prawdą Słowa Bożego. Przez całe życie budujemy swoje warownie i okopujemy się, żeby poczuć się odrobinę bezpieczniej. Stawiamy wieże światopoglądu które mają sprawić, że poczujemy komfort. A tymczasem podchodzi dwóch młodych ludzi i mówi, że nie wystarczy co niedziela chodzić do kościoła, czy raz na jakiś czas przystąpić do spowiedzi i komunii. W takiej chwili człowiek chce się ratować przed inwazją cudzych poglądów i ucieka bądź atakuje. Dziś przekonałem się o tym. Powiedz człowiekowi, że jeśli nie jest na nowo narodzony, to zmierza do piekła - a zyskasz wroga; albo zyskasz skruszonego, pozbawionego złudzeń człowieka, który pragnie, aby Bóg stał się dla niego wszystkim! Po drugie nauczyłem się tego, że nawet jeśli ludzie mówią: nie chcę Cię słuchać, to nie należy się poddawać. Nigdy nie byłem zwolennikiem inwazyjnego ewangelizowania. Do dziś! Przechodziłem obok ławki na której siedziały dwie kobiety w średnim wieku popalające papierosy. Zapytałem zatem: czy mógłbym opowiedzieć im co Jezus zrobił w moim życiu. Te kobiety spojrzały na mnie później na siebie i odrzekły że nie są zainteresowane. Na co ja odparłem: ale i tak paniom opowiem. Po czym zacząłem opowiadać jak sam paliłem papierochy przez kilka lat, i wielokrotnie próbowałem się pozbyć tego nałogu. Nie mogłem sobie z tym poradzić do chwili, gdy powierzyłem swoje życie Jezusowi. Zaciekawione kobiety chętnie wysłuchały świadectwa Bożego działania, a po skończonym dzieleniu się życzyliśmy paniom miłego dnia i błogosławieństwa Bożego. Nie wiem co dalej się z nimi działo, ale wiem, że ziarno prawdy zostało posiane.
Czuję się zachęcony do dalszych działań na niwie Pańskiej. O Panie naucz mnie śmiałego zwiastowania Ewangelii Jezusa Chrystusa.

piątek, 21 maja 2010

Modlitwa

Chcąc przybliżyć się do Boga, chcąc być lepszym, chcąc żyć w uświęceniu wykonujemy pewne „ćwiczenia” duchowe. W szeregu takich ćwiczeń, obok postu i słuchania Słowa, stoi modlitwa. Przez długi czas mojego chodzenia za Bogiem, mocno akcentowałem te formy pobożności i uznawałem je jako środki do uświęcenia. Dziś jednak uznaję, że to wszystko jest cieniem wobec doniosłości Chwały Jezusa Chrystusa. Jedynym moim źródłem uświęcenia jest Jezus Chrystus! W Nim znajduję wszystko czego mi potrzeba, w Nim jest moc do zwycięskiego życia, w Nim jest nadzieja.
Nigdy nie będę kwestionował znaczenia modlitwy w życiu chrześcijan, ale teraz wiem, że prawdziwa modlitwa jest wynikiem życia w Chrystusie, a nie na odwrót. Ta subtelna różnica wpływa na jakość modlitwy. Wiedząc, że On jest wszystkim, swoją modlitwą wyrażam tylko zależność od Niego. Modlitwa już nie jest dla mnie przykrym obowiązkiem, ale jest przywilejem obcowania z Bogiem. Nawet modląc się do Niego jestem zależny od Ducha Bożego, gdyż czasami nie wiem jak i o co się modlić i wtedy Duch mnie prowadzi. Chwała Bogu, za to że dał tak wspaniałą możliwość obcowania z Nim.
Niekiedy jednak nie chcę mi się modlić, wtedy zdaję sobie sprawę, że jest to grzechem, gdyż kim ja jestem żeby móc mówić, iż nie chce mi się spotkać ze Świętym Bogiem? Jeszcze gorsze jest to kiedy zasłaniam się swoją ludzka słabością, albo ciężkim dniem. Daję wtedy poznać po sobie, że tak naprawdę jeszcze nie wiem kim jest Bóg. Podkreślę to i powtórzę raz jeszcze, kim jestem by mówić: nie chce mi się dziś spotkać z Bogiem...
Boże zanurz mnie w Sobie, napełnij mnie Duchem modlitwy, napełnij moje serce i usta miłosnym wyznaniem. Bądź uwielbiony...

poniedziałek, 17 maja 2010

Życie z Bogiem.

Życie z Bogiem, to nie tylko przestrzeganie zbioru reguł. Owszem, przykazania Jego są istotną częścią drogi mojego życia, lecz życie z Bogiem, to dla mnie relacja z kochanym Ojcem, to trwanie w uwielbieniu jego Chwały, to bycie zanurzonym w Chrystusie, to przyjaźń z Królem, to posłuszeństwo Świętemu Panu, to radość od Pocieszyciela. Życie z Bogiem wydawało mi się ciągłym zmaganiem z pokusami, ciągłym rygorem zakazów i nakazów, jarzmem, które wydaje się być za ciężkie. Tymczasem jednak, życie z Bogiem to radość i pokój w Duchu Świętym. Od kiedy On we mnie zamieszkał, Jego przykazania są dla mnie słodkie, a jedyna gorycz, to kiedy przestaję się Go słuchać. Życie z Bogiem to coś więcej niż pasja, to więcej niż hobby. Życie z Bogiem, to życie z Niego, przez Niego i dla Niego. Przywilejem jest żyć dla Niego, a nie dla siebie. To łaska móc z dumą wyznać, że jest się dziedzicem, jest się spadkobiercą Jego obietnic, dzieckiem Króla.

sobota, 15 maja 2010

Łzy radości!


Człowiek z różnych powodów płacze. Jedni ronią łzy smutku, inni bólu, czy cierpienia, inni złości i frustracji. Są też jednak łzy radości:). Kiedy o poranku wołałem do Boga, zdałem sobie sprawę, że stoję przed Absolutnym, Świętym i Niewyobrażalnie Wielkim Bogiem. Ta świadomość sprawiła, że nie potrzebowałem myśleć o sobie, o swoich problemach czy troskach. Mogłem zupełnie skoncentrować się na Bogu i odpocząć w Nim. Świadomość własnej niemocy i Jego wszechmocy pozwoliła tym bardziej Mu zaufać. Zdany na mojego Króla, oparty na Wiecznej Skale nie muszę troszczyć się o nic... Ta poranna modlitwa pozwoliła mi z radością przystąpić do lektury Słowa Bożego. A dziś, ku mojemu zdumieniu kolej na 14 rozdział Ew. Jana, a w nim: Niechaj się nie trwoży serce wasze; wierzcie w Boga i we mnie wierzcie. W domu Ojca mego wiele jest mieszkań...Idę przygotować wam miejsce. Jeśli pójdę i przygotuję wam miejsce, przyjdę znów i wezmę was do siebie, abyście, gdzie Ja jestem i wy byli. Ten ustęp Pisma był dla mnie jak kropka nad "i" w relacji z Panem. Jezus przez swoje zapewnienie dane uczniom napełnił moje serce tak wielką radością, że łzy same płynęły ku uciesze mojego Zbawcy. Kocham Cię Jezu!