środa, 22 października 2008


Nie tak dawno temu zaprosiłem mojego przyjaciela ze stolicy do siebie na prowincję. Przyznam, że oczekiwałem jego przyjazdu z niecierpliwością. Jest to jedyny człowiek o którym mogę powiedzieć: "przyjaciel"...I nie chodzi o to, że jestem nietowarzyski, ale o to że nie nadużywam tego słowa. Jednak rzecz nie w przyjaźni tym razem. Chodzi mianowicie o mój stosunek do tego przyjazdu. Posprzątałem mieszkanie, umyłem samochód, zaplanowałem czas, aby nawet przez chwile się nie nudzić. Po prostu oczekiwałem na kogoś szczególnego na kim mi zależy. Nie codziennie się zdarza gościć przyjaciela z daleka. Dziś zastanowiłem się czy czekam tak na mojego Zbawiciela??? Szczerze przyznaje ze moje oczekiwanie pozostawia wiele do życzenia. Widzę już swoje zawstydzenie gdyby taka sytuacja miała miejsce. Ja zajęty swoimi sprawami a mój Bóg odwiedza mnie. Chyba nie zastał by mnie dziś tęskniącego:( Pismo Święte uczy nas żebyśmy tak żyli, jak gdyby przyjście Boga miało nastąpić za chwilę. Muszę nadrobić straty i wyznać Bogu moje zaniedbanie oraz prosić aby pomógł wysprzątać komnatę mojego serca, by nie tylko mógł się tam czuć dobrze jako gość, ale jako lokator:)

Brak komentarzy: