niedziela, 21 marca 2010

Kres sił


Modle się, co wynika z miłości do Boga. Czytam Słowo, co wynika z chęci poznania Jego woli. Poszczę, bo wiem, że post jest miły Bogu. Z braku słów wzdycham, tęsknie wyczekując Jego przyjścia. W relacji z Nim staję u kresu swoich sił i mówię za Jeremiaszem: czemu moja boleść trwa bez końca, a moja rana jest nieuleczalna i nie chce się goić? Jesteś mi jak strumień zawodny, jak wody niepewne Jr 15,18. Niekiedy relacja z Bogiem przybiera formę lamentacji. Tak dzieje się właśnie ze mną. Wiem, że jestem zbawiony, wiem, że mam zadatek Ducha w sercu, wiem że zmierzam do nagrody nieznikomej - to napawa mnie optymizmem i daje poczucie skały pod nogami, twardego gruntu. Jednak mogę śmiało za psalmistą powtórzyć: jak jeleń wód płynących, tak dusza moja pragnie ciebie, Boże!... Łzy moje są mi chlebem we dnie i w nocy...Ps.42.
Oh zdaję sobie jednak sprawę, że Bóg wypala mnie od wewnątrz. On zamierzył, abyśmy byli jak złoto w ogniu wypalone i jak czyste srebro. Wypalanie nie jest przyjemne... Jedynym moim pragnieniem jest, być blisko Boga, a tymczasem On prosto do mojego serca kładzie Słowa: Jeżeli zawrócisz, i ja się zwrócę do ciebie, i będziesz mógł stać przed moim obliczem; a gdy dasz z siebie, to co cenne, bez tego co pospolite, będziesz moimi ustami... Pytam Go zatem czym jest, to cenne? Oh Boże zmiłuj się nade mną...

czwartek, 18 marca 2010

lekcja geografii


Male azjatyckie państwo położone na wschodnim brzegu Morza Śródziemnego. Zamieszkują je mieszkańcy zwani żydami. Przez to małe państewko przepływa rzeka Jordan. Rzeka ta na swojej drodze napotyka jezioro Tyberiadzkie. Jordan przepływa przez to jezioro i podąża dalej swoim korytem na południe. Rzeka uchodzi w Morzu Martwym. Ciekawym jest to, że nawet z geografii Ziemi Świętej możemy odebrać lekcje duchowe. Mianowicie podobnie jak z jeziorem i morzem bywa z ludźmi. Otóż gdy strumienie łaski Bożej przepływają przez nas, jak Jordan przez jezioro, wtedy woda jeziora staje się czysta i zasobna w ryby (jezioro Tyberiadzkie cechuje się dużym bogactwem ryb). Natomiast, kiedy strumienie trafiają tylko do nas i nigdzie poza nas, jak w przypadku ujścia Jordanu, tak my stajemy się martwi jak morze. Doświadczam tego osobiście. Kiedy Bóg dotyka mojego serca, a ja dzielę się z innymi tym, co On dla mnie zrobił i opowiadam, jak wspaniałe są Jego dzieła, czuje jakby w moim wnętrzu obfitość życia. Natomiast, kiedy zamykam usta i nie czynię nic dla Bożej chwały moje wnętrze staje się martwe. Bogu dzięki za strumienie Jego wód, które przynoszą wspaniałą obfitość...

piątek, 12 marca 2010

Żywot wieczny

A to jest żywot wieczny, aby poznali ciebie, jedynego prawdziwego Boga i Jezusa Chrystusa, którego posłałeś(J. 17,3). Bóg jest nieskończony i wieczny, a jednak dostępny i bliski. Życie wieczne rozpoczyna się tu na ziemi, a początkiem tego życia jest poznanie Boga. Boga można poznać i jednocześnie trzeba Go poznawać przez całe życie. Jest to pewien paradoks - poznałem ale muszę poznawać. Św. Paweł wyraźnie mówi o wzroście w poznaniu Jezusa Chrystusa(Ef 3,17). Poznanie następuje, kiedy Bóg staje na drodze grzesznika i objawia mu swoją sprawiedliwość, gniew, miłość, miłosierdzie i łaskę i od tej chwili człowiek będzie dążył do większego poznania - to jest żywot wieczny! Pytanie moje natomiast brzmi: czy człowiek, który nie chce poznać Boga tu na ziemi, będzie chciał poznawać go przez całą wieczność? Jeśli człowiek nie rozkoszuje się Bogiem teraz, to później będzie za późno. Wzrastać w poznaniu Boga i Jego Syna to przywilej wynikający z Jego łaski. On daje się poznać, a przez proroka Izajasz zachęca mówiąc do swoich dzieci: jesteś w moich oczach drogi cenny i Ja cię miłuję... Nie bój się bo Ja jestem z tobą... Niech błogosławiony Bóg da nam wzrost w poznaniu Jego wielkości i Jego tajemnic.

wtorek, 9 marca 2010

Najtrudniej!

Najtrudniej jest przyznać się do własnych błędów i niedoskonałości. W ostatni czasie wołam do Boga słowami psalmu 139: Badaj mnie Boże i poznaj serce moje, doświadcz mnie i poznaj myśli moje! I zobacz czy nie chodzę drogą zagłady, a prowadź mnie drogą odwieczną. Proszę Boga, by światłem swoim oświetlił każdy zakamarek mojego serca. Jednak gdy On już to robi, to czuję się bardzo zawstydzony. Wczoraj był Dzień Kobiet. Pracowałem do 19.00 i gdy zakończyłem pracę na złamanie karku pędziłem by zdążyć do kwiaciarni. Uradowany, że udało mi się nabyć kwiaty zadzwoniłem do narzeczonej chcąc poinformować ją, że za chwilę będę po nią, by razem udać się do restauracji na kolację. Tymczasem w słuchawce usłyszałem, że moja narzeczona razem z kuzynką świętuje Dzień Kobiet i nie ma dla mnie teraz czasu. Krew napłynęła mi do głowy, gardło ścisnęło mi w niemocy, a nieposkromiony język niemal z całą gwałtownością próbował wylać potok słów furiata, któremu coś nie poszło po myśli. Dzięki Bogu "ugryzłem się w język" i chwile później zadzwoniłem jeszcze raz, by dowiedzieć się kiedy moja ukochana będzie miała czas dla mnie. To doświadczenie pokazało mi jak wiele w moim sercu jest jeszcze miłości do siebie samego. Chcąc sprawić przyjemność ukochanej, podświadomie oczekiwałem "zapłaty". Miałem nadzieje, że już za chwilę usłyszę od niej: o jaki jesteś kochany, mój jedyny mężczyzna... co było by niewątpliwie pewnego rodzaju gratyfikacją dla mojej dumy. Dzięki jednak Bogu, że w takich doświadczeniach jest blisko i poucza cierpliwie i z troską wskazując chropowatości charakteru. Dlatego dalej wołać będę: badaj mnie Boże i poznaj me serce...

poniedziałek, 8 marca 2010

Krzyż


Ludzie wieszają sobie krzyżyki na szyi, niektórzy krzyże sobie tatuują, inni wieszają na ścianach. Czy tak naprawdę jednak zdajemy sobie sprawę z tego co robimy? Krzyż nie jest tylko symbolem religijnym wskazujący na to, z jaką religią się utożsamiamy. Podobnie jak gilotyna, czy krzesło elektryczne, krzyż przede wszystkim był narzędziem śmierci. Jezus co prawda nakazał nam byśmy każdego dnia nosili krzyż, lecz nie na szyi. Nieść krzyż to znaczy umierać. Umierać dla pożądliwości, dla przesadnych ambicji. Być martwy kiedy cię policzkują i kiedy na ciebie plują z powodu Imienia Bożego.
Mam problem, a jest nim chęć zwracania na siebie uwagę innych. Czasem to powoduje, że odbieram chwałę Bogu, aby sam być "chwalony". Moim krzyżem jest dbanie o to, by nie wyróżniać się z tumu, by pilnować, abym to nie ja był w centrum, lecz Jezus Chrystus. Nędzny ja człowiek - pisał Ap. Paweł -któż mnie wybawi z tego ciała śmierci. W odpowiedzi później dodał: Jeśli bowiem według ciała żyjecie, umrzecie, jeśli zaś przy pomocy Ducha uśmiercacie uczynki ciała, będziecie żyć (Rz.8,13). Cóż nam zatem pozostaje jeśli nie zabiegać o to, by być pełnym Ducha Świętego?

piątek, 5 marca 2010

Relikwie


Dziś w moje ręce wpadła gazeta ukazująca uśmiechniętego księdza z relikwiami jednego z apostołów. Relikwie te dotarły do naszego miasta i pozostaną u nas w jednym z kościołów. Artykuł spowodował we mnie głęboki smutek. Ludzie maja jeszcze jeden powód do tego by przychodzić do kościoła. Niestety jest to powód złudny. Czy nie powinno wystarczyć, to że wśród ludu Bożego jest sam Pan Chwały? Jeśli ludzi nie pociąga Święty Bóg, to nie pociągną też suche kości. Mało tego, jestem przekonany, że kości te odwrócą uwagę ludzi od Jezusa. Ludzie będą zwracać się do Boga za pośrednictwem Apostoła. Droga do Boga jest jednak od wieków niezmienna, a jest nią sam Jezus Chrystus - jedyny pośrednik między Bogiem a ludźmi (I Tym. 2,5).
Na domiar wszystkiego kości te przybyły do nas w pozłacanym pudełeczku. Jak dla mnie doskonały obraz większości Kościoła Rzymskiego. Piękne opakowanie, lecz w środku suche kości...
Kochany Ojcze przez Jezusa Chrystusa objaw szukającym Ciebie katolikom swój charakter, swoją świętość i gniew, aby ludzie ukorzyli się przed Tobą i zawrócili ze zgubnych dróg. Ty jesteś Bogiem zazdrosnym i jedynie przed Tobą zegnie się wszelkie kolano. Błagam Cię poślij Swojego Ducha, aby przekonał serca o grzechu, sądzie i sprawiedliwości...

Trochę z życia w rodzinie

Tato mój chodzi do kościoła i uważa się za dobrego katolika. Przystępuje do sakramentów, w piątki nie je mięsa, daje na tacę itd. Gdybym na tym zakończył, to można by powiedzieć: święty człowiek. Jednak jest też druga strona medalu. Mianowicie, niemal codziennie pije wódkę, używając plugawego języka dzieli się z kolegami żartami o obleśnej treści, w sercu nosi niechęć do żydów itd. Ten stan jest błędnym kołem. Nagrzeszy a później idzie się wyspowiadać. Czynności religijne wywołują w nim pewnego rodzaju zadowolenie. Kiedy nieco uspokoi sumienie wraca do swoich grzechów z przeświadczeniem, że nie jest idealny i takie tam „grzeszki” niewiele zmieniają w jego relacji z Bogiem. Czy na drzewie figowym rosną ciernie, albo czy z drzewa ciernistego zbiera się figi?? Z bólem serca przyglądam się temu wszystkiemu. Postawa mojego kochanego taty przypomina mi czysty faryzeizm. Tworzy się we mnie swego rodzaju dysonans. Wiem jak powinno wyglądać życie chrześcijanina, ale też nie potrafię napominać swojego ojca.
Dziś modląc się i czytając Słowo trafiłem na fragment z Przyp. Salomona mówiący o tym, że słowa zawarte w tej księdze są życiem i lekarstwem dla całego ciała(Przyp. 4,22). Od razu przed oczyma stanął mi tato który wczoraj otrzymał wyniki badań, z których wynikało, że poziom jego cholesterolu jest krytycznie wysoki. Natychmiast chwyciłem Biblię i poleciałem do ojca pokazać mu ten fragment. Tato tak się przejął, że wyciągnął okulary i sam zaczął studiować przypowieści:). Szczerze wierzę, że Duch Święty inspiruje chrześcijan, aby Ci skutecznie docierali z Bożym Słowem do bliźnich. Modlę się do Boga, by serce mojego taty zostało całkowicie przemienione ad maiorem dei gloriam - ku większej chwale Boga.